Posty

Wyświetlanie postów z kwietnia 27, 2018

...a łzy płyną

Obraz
Gdy Mistrz Łukasz miał dwa i pół roku został przyjęty do niepublicznej poradni rehabilitacyjnej na nieodpłatną terapię. Pani neurolog po wywiadzie i badaniu powiedziała „Przyjmujemy go, dostanie u nas więcej godzin zajęć tygodniowo niż daje państwo. Ja tu napiszę czego mu potrzeba... Ale musi pani być gotowa na to, że pani syn znajdzie się wśród dzieci bardzo, bardzo chorych…”. Machinalnie odpowiedziałam, że oczywiście jestem na to gotowa… I poradziłam sobie, oboje sobie pora dziliśmy. Nie płakałam widząc te wszystkie dzieciaki przywożone, przynoszone, przychodzące na zajęcia. Czułam się czasem dziwnie, bo Łukasz wyglądał przy niektórych jak okaz szczęścia, zdrowia, pomyślności - uczył się zapinać buciki, mówił „nienienie” gdy mu coś nie pasowało, śmiał się , nucił, śpiewał, biegał, skakał, cieszył. Nie płakałam też gdy widziałam młodego, przystojnego ojca, który czule mówił do spastycznej córeczki, choć nie było z nią właściwie żadnego kontaktu. Żadnego, gestu, spojrzeni