...a łzy płyną

Gdy Mistrz Łukasz miał dwa i pół roku został przyjęty do niepublicznej poradni rehabilitacyjnej na nieodpłatną terapię. Pani neurolog po wywiadzie i badaniu powiedziała „Przyjmujemy go, dostanie u nas więcej godzin zajęć tygodniowo niż daje państwo. Ja tu napiszę czego mu potrzeba... Ale musi pani być gotowa na to, że pani syn znajdzie się wśród dzieci bardzo, bardzo chorych…”. Machinalnie odpowiedziałam, że oczywiście jestem na to gotowa… I poradziłam sobie, oboje sobie poradziliśmy. Nie płakałam widząc te wszystkie dzieciaki przywożone, przynoszone, przychodzące na zajęcia. Czułam się czasem dziwnie, bo Łukasz wyglądał przy niektórych jak okaz szczęścia, zdrowia, pomyślności - uczył się zapinać buciki, mówił „nienienie” gdy mu coś nie pasowało, śmiał się , nucił, śpiewał, biegał, skakał, cieszył.
Nie płakałam też gdy widziałam młodego, przystojnego ojca, który czule mówił do spastycznej córeczki, choć nie było z nią właściwie żadnego kontaktu. Żadnego, gestu, spojrzenia, odgłosu nigdy z jej strony nie dostrzegłam. Blond warkoczyki, spineczki, ładne ubranka, lekko uchylone usta, zezujące oczka. I ON – zawsze pozytywnie nakręcony, zawsze w kontakcie, z pełnym szacunkiem dla dziecka. „Pociekło ci trochę po brodzie, zaraz wytrzemy”, „Zmęczyłaś się pewnie, już wracamy do domu”. Coś mnie ściskało w środku, ale nie płakałam. No bo jak? W poradni przy innych rodzicach? Na ulicy z Mistrzem? No i w sumie - po co…
Łukasz chodził do Poradni „Aga” przez dwa lata. Nie pamiętam imienia tamtej dziewczynki, ale było jakieś rozczulająco ładne i wyszukane – Klara, albo Milenka, a może Matylda… I przez te dwa lata nic się nie zmieniało – dziewczynka zachowywała się tak samo i jej Tata tak samo przy niej czule trwał. Rycerz, bohater wrażliwości i niezłomności.
Gdy pożegnaliśmy się z Poradnią ten obraz poszedł za mną w świat. Wielokrotnie zastanawiałam się co tam u nich słychać, jacy teraz są… I w końcu zobaczyłam ich oboje. Na wielkim plakacie ze słowem „Hospicjum”! I nic to, że byłam z Mistrzem w autobusie i jechaliśmy sobie do szkoły – postanowiłam wreszcie te łzy wypuścić. Ten plakat za każdym razem silnie na mnie działa. A jest ich trochę w Warszawie…
Opiekunowie strajkują w sejmie. Dorosłe osoby z niepełnosprawnością mówią, że to im należy się zasiłek, by mogły decydować kto ma się nimi opiekować. Albowiem nie wszyscy rodzice są święci, a one nie mają najmniejszych szans uciec! Alfie Evans oddycha. Mistrz świdruje mi uszy swoim chichotem. Ojciec Dziewczynki patrzy z plakatu. Łzy płyną, płyną, płyną…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czego uczą mnie ONI (osoby z niepełnosprawnością intelektualną)

Dlaczego nie zrobię wszystkiego aby uzdrowić moje dziecko

Cierp-live

From zero to hero!

Życiowy tekst o umieraniu

Mistrz Zen, handpan i skoki ze spadochronem ;)

O normach

Zen w czasach pandemii

Koronawirus rzucił mi się na mózg.

Miłość w obuwniczym