Chcemy Całego Życia

Mistrz Zen ma 12 lat. Przestałam pracować zawodowo gdy miał około dwóch. Kariery, pomimo ukończonych studiów, delikatnie mówiąc nie zrobiłam. Mając troje dzieci, w tym dwoje ze spektrum autyzmu zwyczajnie nie umiałam. Może niezaradna jestem po prostu i wszystko moja wina...
Dzięki stosownemu zapisowi w orzeczeniu Mistrza mogę pobierać świadczenie w wysokości wywalczonej podczas poprzedniej okupacji Sejmu w 2014 roku przez zdesperowane rodziny dzieci z podobnymi orzeczeniami. Papiery te określają zdolność dziecka do "samodzielnej egzystencji". Im niższa - tym większa szansa na świadczenie dla rodzica. Żyć - nie umierać! Żyć - nie pracować! Alleluja! Słodko, prawda? Przyznaję - na początku to była spora ulga, bo dzielenie ról to niezłe wyzwanie. Nie tylko logistyczne, ale i emocjonalne. Poziom stresu związanego z sytuacją rodzinną jest tak wysoki, że nie każdy da radę jeszcze coś z siebie dać w pracy. A perspektywą nie jest tutaj stanięcie na rzęsach i zwalczenie choroby czy kilka lat rehabilitacji, a potem powrót do normalnego życia. Nie - perspektywą jest dożywocie w nowej, nieznanej, budzącej lęk PRZYSZŁOŚCI. Z dzieckiem u boku, u nogi, w sercu. Z myślą o tym, że kiedyś będziemy musieli się rozstać i to Mistrz prawdopodobnie będzie musiał sobie dać radę beze mnie. Rodzicem Osoby Niepełnosprawnej jestem więc cały czas. Zwłaszcza wówczas, kiedy za swoją obecną pracę (działalność na rzecz Fundacji) nie mogę przyjąć nawet symbolicznych pieniędzy, ponieważ równałoby się to rezygnacji ze świadczeń. (To pewnie z powodu mojej roszczeniowej postawy...)
Naturalną rzeczy koleją wydaje się więc sytuacja, w której ja pozostaję tu gdzie jestem - czyli "przy dziecku" i pobieram wynagrodzenie za swoją (niezawodową, ale jakże potrzebną!) pracę, a Mistrz pozostaje osobą zależną, niesamodzielną "wspieraną materialnie" przez system państwowy poprzez wypłacane mi pieniądze. Czy on tego chce? Czy ja tego chcę dla siebie i dla niego? No przecież NIE!
Nawet jeśli w przyszłości, jako matka dorosłego Mistrza Zen dostanę tyle, ile obecnie - nie rozwiąże to problemu współzależności, braku perspektyw i wolności. Nawet jeśli będzie co do garnka włożyć, w co się ubrać, gdzie mieszkać i "jeszcze coś odłożyć" (co, przyznacie - i tak nie byłoby możliwe "na świadczeniu").
Zadaniem moim jest przygotować syna do życia i dokonywania własnych wyborów. W tym do decydowania co chce robić, kogo mieć u boku, u nogi i w sercu...
A jeśli nie wybierze mnie? Jeśli nie będzie chciał wszędzie łazić z mamusią? Dokąd pójdę? Kariery, delikatnie mówiąc nie zrobiłam. Idąc do pracy nie zarobię więc na wynajęcie mu innej opieki niż moja własna, nie zarobię mu na trenera pracy i osobny dach nad głową, nie zarobię też terapię dla niego i siebie. Taki mamy system. Czas to zmienić!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czego uczą mnie ONI (osoby z niepełnosprawnością intelektualną)

Dlaczego nie zrobię wszystkiego aby uzdrowić moje dziecko

Cierp-live

From zero to hero!

Życiowy tekst o umieraniu

Mistrz Zen, handpan i skoki ze spadochronem ;)

O normach

Zen w czasach pandemii

Koronawirus rzucił mi się na mózg.

Miłość w obuwniczym