"Jak ona to robi?"

Czasem ktoś mnie pyta skąd biorę siłę i jak ogarniam tyle rzeczy. Podobne pytanie padło na wczorajszym spotkaniu dla rodziców małych dzieci z niepełnosprawnościami, na które zostałam zaproszona do Błonia. Coś nawet odpowiedziałam, chyba nawet sensownie, ale nie do końca pamiętam co. Nie lubię tego pytania, bo wcale nie mam poczucia, że mam siłę i że faktycznie ogarniam. Funkcjonuję jako-tako dzięki wyrozumiałości i cierpliwości osób, które mam wokół i które są gotowe pomóc kiedy nie daję sobie rady z różnych powodów. Nie chciałam wchodzić w ten temat zbyt głęboko, odesłałam więc uczestników spotkania do książki „Łebki od Szpilki” Anieszka Szpila, bo uważam że to fajna książka, która uczy dystansu i akceptacji. Myślę, że to dzięki nim mniej sił tracę niepotrzebnie. Wcale nie mam ich dużo, a bardzo szybko się męczę i łatwo ulegam przeciążeniu.

Spotkanie było długie i właściwie w całości składało się z dość pogłębionego wywiadu ze mną. Taką formułę nadała psycholożka, która je prowadziła i wyglądało na to, że wszystkim to pasuje. Było też miejsce na pytania od rodziców. Trzy godziny trudnych tematów ze świadomością, że mówię do osób, które widzą we mnie osobę doświadczoną i słuchają z ogromną uwagą. Ładunek emocjonalny był spory, a  osoby na sali wyraźnie poruszone.

Gdy w drodze powrotnej znalazłam się na dworcu, ucieszyłam się, że mam jeszcze około kwadrans oczekiwania na pociąg. Lubię dworce w mniejszych miejscowościach i lubię jeździć pociągiem. Pogoda była ładna, wiał przyjemny wietrzyk, a we mnie mieliło się jeszcze tamto spotkanie. I tak się jakoś stało, że nie skojarzyłam kilku faktów odpowiednio szybko i mój pociąg odjechał beze mnie. Gdy to zrozumiałam sprawdziłam, że kolejny jest dopiero za godzinę. Opuściłam dworzec i postanowiłam poszukać autobusu. Elegancko odmalowany przystanek PKS znalazłam szybko (był naprzeciw dworca), a na rozkładzie stało, że za dwadzieścia minut mam autobus. Szkoda, że nie pojadę pociągiem, ale zawsze to sporo wcześniej.

Czekam i czekam, autobus nie nadjeżdża, spóźnia się coraz bardziej, a wokół żywego ducha. Jak wrócę na dworzec zasięgnąć informacji to może w międzyczasie przyjechać więc nie ryzykuję. W międzyczasie po długich staraniach dodzwaniam się wreszcie do Mamy Tomasza. Ze wstydem opowiadam w jakiej jestem sytuacji i proszę o zrobienie obiadu i podanie go MojejBabci. Ufff… ten niepokój mam już za sobą.

Jakiś mocno podpity starszy pan wychynął skądś, podchodzi do mnie i zagaduje: „Kotku, pani nie czeka tutaj, bo one tu nie stają…”. Pięknie dziękuję i wracam na peron. A jednak pojadę pociągiem – fajnie! Podjęłam decyzję, że nie będę się denerwować i staram się tego trzymać. Mam jeszcze swobodne pół godziny na rozmyślania, gapienie się w niebo, na wieczko od jogurtu, które toczy wiatr i gadanie na Messengerze z przyjacielem – jest dobrze.


Teraz już bacznie analizuję każdy pociąg, w końcu wsiadam i jadę do Wawy. Gdy docieram do domu mam około dziesięciu minut by coś zjeść i ruszyć po Mistrza do szkoły. Postanawiam się nie speszyć za bardzo, bo przecież krzywda nikomu się nie stanie jeśli dziś pobędzie na świetlicy dłużej. W szkole mamy małą awarię, ale udaje się jej zaradzić bez zbędnych nerwów. W drodze powrotnej gorąco, tłoczno, a na Mistrza ulubionym miejscu w tramwaju jedzie wózek, więc jest dość niespokojnie. Ale do przeżycia, bywało gorzej. Gdy docieramy pod dom uświadamiam sobie, że plan był zupełnie inny! Powinnam teraz być u moich rodziców, zostawić tam synka i pojechać po Magdę na lotnisko. W tym samym czasie Maćka z jego wyjazdu odbierze Tomasz, więc dziś wieczorem będzie mnóstwo wrażeń gdy wszyscy spotkamy się w domu.

A tu właśnie misterny plan zaczyna się chwiać. Dzwonię czym prędzej do Taty, że „pojechałam na autopilocie” i teraz muszę coś wymyślić. Wiem, że Magdzie zależy na tym, żebym to ja ją odebrała, więc odrzucam propozycję, że na lotnisko pojedzie po prostu Mój Tata. Decyduję się wziąć taksówkę i pojechać nią z Mistrzem. Na zostawianie go u dziadków nie ma już czasu. Jest zdezorientowany – stoimy pod blokiem ale nie idziemy do domu. Tłumaczę sytuację, ale widać że mu ciężko, bo powtarza każde moje słowo, stawiając przy tym głos w taki sposób, że razi mnie w uszy. Zatykam je i dzwonię po taksówkę, zamawiając ją nie pod dom, ale w innym miejscu, aby nie przedłużać trudnej sytuacji. Idziemy szybkim krokiem, to mnie trochę uspokaja, ale stan syna nie jest najlepszy, a ja czuję się temu winna. Kolejna wtopa tego dnia, ale tym razem zapłaci za to Mistrz i Magdalena, która na pewno nie ucieszy się, że przyjechałam razem z nim. Trudno, nic już nie poradzę.

Na lotnisku znajduję wyjście dla przylatujących (jedyne miejsce, które znam) i sadowimy się w oczekiwaniu. Przyjeżdża Mój Tata, a ja cieszę się, bo dzięki temu łatwiej nam będzie wrócić do domu, no i zajmie się wieczornie MojąBabcią, a ja będę mogła spędzić ten czas z Magdą i Maćkiem, których nie widziałam kilka dni. Mistrz się niecierpliwi, bo Magda ciągle się nie zjawia, mówi i mówi, powtarza i wyśpiewuje po nas słowa, a mnie wszystko razi w uszy. Fakt, że nie widzę żadnej znajomej twarzy wśród oczekujących jest wprawdzie niepokojący, ale i cieszę się z tego – doprawdy nie potrzebuję żadnych konwersacji w tej chwili. Szukam jeszcze u Taty potwierdzenia czy czekamy we właściwym miejscu i postanawiam nie tworzyć problemów – jest znośnie. Skoro dziadek boi się sam wyjść z Łukaszem poza halę, to nie widzę innej opcji jak trwać. Samolot już wylądował, więc Magda może zjawić się w każdej chwili. Wysyłam do niej sms-a, że jestem z Łukaszem i Dziadkiem żeby się na to nastawiła. I okazuje się, że ona czeka już na mnie, ale zupełnie gdzie indziej…
Panie opiekujące się grupą są bardzo miłe i zapewniają, że nie czekają długo i wszystko jest ok. Wszystkie inne dzieciaki są już odebrane, więc nie spotykam już żadnych znajomych osób. Idziemy do samochodu dziadka i wracamy do domu.
To nie był łatwy wieczór, bo nie wszyscy w naszej rodzinie rozumieją, że Maciek, Magda i ja gdy jesteśmy zmęczeni, potrzebujemy odosobnienia, a nie rozmów. Ale to już inna opowieść…

Więc jak mnie ktoś pyta jak ja sobie radzę, skąd mam siłę itp. - prawdziwa odpowiedź jest chyba tylko jedna: wybaczam samej sobie.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czego uczą mnie ONI (osoby z niepełnosprawnością intelektualną)

Dlaczego nie zrobię wszystkiego aby uzdrowić moje dziecko

Cierp-live

From zero to hero!

Życiowy tekst o umieraniu

Mistrz Zen, handpan i skoki ze spadochronem ;)

O normach

Zen w czasach pandemii

Koronawirus rzucił mi się na mózg.

Miłość w obuwniczym