Mistrz Zen
Dzisiejszy poranek na przystanku, w strugach deszczu:
- Łukasz, uważaj i nie potrącaj ludzi!
Łukasz pędzi wciskając się we wszystkie możliwe szpary. Pomiędzy panem z teczką, a betonowym koszem na śmieci. Pomiędzy idącymi osobami, a filarem wiaty. Chichocze przy tym wesoło, pląsa i za nic ma moje uwagi.
Wsiadamy do autobusu:
- Łukasz, wchodzimy razem, spokojnie, nie przepychaj ludzi, dobrze?
Elegancja-Francja, wchodzimy. Z tyłu jest wolne miejsce, więc Łukasz się w nie błyskawicznie wpasowuje razem z plecakiem. Obok niego siedzi szeroki gość w grubej dresowej bluzie - nogi szeroko, ręce szeroko, tylko spojrzenie wąskie.
Ciasno. Łukasz siedzi grzecznie i nagle - tryk tego pana w przedramię!
- Po-pro-szę, poproszę przepychać ludzi.
- Łukasz, uważaj i nie potrącaj ludzi!
Łukasz pędzi wciskając się we wszystkie możliwe szpary. Pomiędzy panem z teczką, a betonowym koszem na śmieci. Pomiędzy idącymi osobami, a filarem wiaty. Chichocze przy tym wesoło, pląsa i za nic ma moje uwagi.
Wsiadamy do autobusu:
- Łukasz, wchodzimy razem, spokojnie, nie przepychaj ludzi, dobrze?
Elegancja-Francja, wchodzimy. Z tyłu jest wolne miejsce, więc Łukasz się w nie błyskawicznie wpasowuje razem z plecakiem. Obok niego siedzi szeroki gość w grubej dresowej bluzie - nogi szeroko, ręce szeroko, tylko spojrzenie wąskie.
Ciasno. Łukasz siedzi grzecznie i nagle - tryk tego pana w przedramię!
- Po-pro-szę, poproszę przepychać ludzi.
Komentarze
Prześlij komentarz