Plamy na Słońcu

Plamy na Słońcu czy co?

Central Market, stoję przy kasie.
- O bosze zaraz zasnę normalnie – wzdycha kasjerka skanując moje zakupy.
- Mam mocno miętową gumę, może pomoże… - proponuję i zaczynam grzebać w plecaku w poszukiwaniu.
- Taka jestem zaspana, kawę już piłam i nie pomogła.
- A ja mam cukierka malinowego, może pani brak cukru – włącza się dziewczyna stojąca za mną w kolejce.

Płacę, kasjerka bierze dary, dziękuje serdecznie. Pakuję zakupy, żegnam się i wychodzę „30 cm ponad chodnikami”.


Idę objuczona do domu, aż tu patrzę –  taki piękny słupek stoi, a przy nim chwaścinka jakaś rośnie. Delikatna, przestrzenna, koronkowa. A słupek taki jakiś zielonkawy i posprejowany… Stawiam siaty, zdejmuję tobół i dobywam aparatu. Kadr okazuje się wcale nie prosty, więc kombinuję dłuższą chwilę. Podchodzi młody policjant:

- A co pani robi?
- A taki ładny słupek z takim chwastem – mówię pokazując o co mi chodzi.
- Ma pani jakiś fajny aparat?
- O taki. Amatorski, mały ale ma sporo ustawień, więc mam wpływ na to co wyjdzie.
- Mogę zobaczyć jak wyszło?
- Proszę, powiększę trochę… - mówię pokazując ekran aparatu.





- Ciekawie. To ja się pani pochwalę – wyciąga smartfon i skroluje - … bo ja też mam hobby. Robię takie kompozycje… Zbieram autentyczny sprzęt żołnierzy z ’39 roku… O, widzi pani? Na przykład taka łopatka, jaką oni kopali okopy. Bardzo mało się tego zachowało.
- Poprzetapiane? – pytam podziwiając zdjęcie zardzewiałej, ale kompletnej łopatki z metalowym trzonkiem, leżącej na szarym pisaku.
- Nie, ludzie na wsiach normalnie z tego korzystali po wojnie i się poniszczyło. O, a tutaj moja kompozycja!
Podziwiam więc kredens z MDF-u (z serii, jaką widziałam u znajomego kolekcjonera!), a na nim…
- O, tutaj autentyczny zestaw opatrunkowy z ’39, bidon metalowy, plecak kostka (taki sam stary model nosiłam w podstawówce i liceum, aż się rozsypał), hełm… Wszystko autentyczne…
Dużo tego piętrzy się w tej kompozycji, ciężko nadąrzyć. Nagle czuję, że szlaban, o który się oparłam drgnął. Odsunęłam się, zdjęłam przewieszoną przez  niego kurtkę. Policjant osłupiał troszkę, a szlaban uniósł się jakieś 30 cm i nie idzie dalej. Jakiś elegancki pan w samochodzie usiłował wjechać na parking, a teraz patrzy z telefonem przy uchu to na ten szlaban, to na nas i kombinuje z pilotem. W końcu wysiada z auta.
- No i co? Zepsuli państwo! – woła ale nie wiem czy żartuje, czy się gniewa. – I to wcale nie jest pocieszające – dodaje patrząc na policjanta.
W końcu szlaban się otworzył, a panu udało się wjechać.
- No ekhm, muszę lecieć, ale ważne jest żeby mieć jakąś pasję, tak jak pani i ja. Miłego dnia! – mówi policjant i ściska moją dłoń. Nawet nie wiem kiedy mu ją podałam, ale cieszę się zbierając tobołki i ruszając, a jakże! 30 cm ponad chodnikiem…


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czego uczą mnie ONI (osoby z niepełnosprawnością intelektualną)

Dlaczego nie zrobię wszystkiego aby uzdrowić moje dziecko

Cierp-live

From zero to hero!

Życiowy tekst o umieraniu

Mistrz Zen, handpan i skoki ze spadochronem ;)

O normach

Zen w czasach pandemii

Koronawirus rzucił mi się na mózg.

Miłość w obuwniczym